Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Grzegorzem Pindorem. Pytamy o kulisy Gotta Go Festival, przyszłość imprezy i gdzie szukać myśli punkowej w dzisiejszej muzyce

Paweł Ćwikliński
Paweł Ćwikliński
Grzegorz Pindor
Z Grzegorzem Pindorem, jednym z organizatorów Gotta Go Festival w Cieszynie, porozmawialiśmy po tegorocznej, jedenastej już edycji tej imprezy. Podzielił się z nami spostrzeżeniami nie tylko na temat tworzonej przez siebie inicjatywy, ale także o muzyce punkowej ogólnie.

Wywiad z Grzegorzem Pindorem. Pytamy o kulisy Gotta Go Festival, przyszłość imprezy i gdzie szukać myśli punkowej w dzisiejszej muzyce

Nasze Miasto: Cieszyn jest na ogół spokojnym miastem, także koncertowo. Skąd wyszła inicjatywa, aby ruszyć tutaj z festiwalem punkowym?
Grzegorz Pindor: To, że Cieszyn jest miastem spokojnym, wynika po prostu z tego, że nie ma ludzi, którzy chcieliby robić te koncerty. Jak byłem nastolatkiem, gdzieś na granicy 15-16 lat, zacząłem pchać ten wózek w pojedynkę. Od plakatów ich mniej lub bardziej legalnego rozwieszania, bookingu czy wreszcie współpracy z klubem, którego mury stoją za naszymi plecami. Później ewoluowało to w robienie koncertów dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, trochę punka, hardcore’u, metalu; raczej jednorazowe wybryki (śmiech). Mieliśmy zdrowe i uczciwe warunki do tego, żeby to organizować. W pewnym momencie, z racji na to, że się zwyczajnie stąd wyprowadziłem – proza życia jak studia, nowa praca i miejsce zamieszkania, zmusiły mnie do tego, aby nieco ten temat przewartościować. Doszedłem do wniosku, że mniej może oznaczać więcej, stąd koncert – a raczej festiwal – dzieje się raz do roku. Nie chcę zostawiać tego miasta bez takiego wydarzenia, jak zbicza strzelił minęło nam dwanaście lat działalności. Kiedy podjąłem decyzję o stworzeniu większego eventu, okazało się, że ówczesny inspektor Wydziału Kultury w Cieszynie, obecnie naczelnik i mój serdeczny przyjaciel Łukasz Kazimierowicz wszedł w ten pomysł z dużą dozą ekscytacji i wspólnego zrozumienia. Zresztą, przyjaźnimy się od wielu lat. Miasto zdecydowało, żeby taka impreza się odbywała i mega doceniam to wsparcie, jest to naprawdę dobra współpraca.

NM: Trzeba było zbierać jakieś inspiracje od podobnych wydarzeń?
GP: Nie trzeba było zbierać żadnych inspiracji, bo od wielu lat sami jeździmy na takie koncerty, jesteśmy w branży, ciągle łapiemy bakcyla, kiedy pojawiają się świeże, fajne zespoły i dlatego mamy dzisiaj dwójkę nowych wykonawców z Warszawy - Pale Path i Last Penance - grające nowoczesną odmianę metalu, metalcore. Trzymamy się tego, żeby ten pierwiastek nowości gdzieś tutaj pozostał, ale przy zachowaniu punkowego korzenia. Stąd np. dzisiejszy headliner, The Analogs - zespołu nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Parę lat temu zabiegaliśmy, aby terminy się zgadzały, abyśmy mogli w końcu zrobić to wspólnie. Myślę, że ten trzon jest czymś, czego chcemy się trzymać, ale z racji na to, że ta scena jest bardzo hermetyczna i doskwiera jej brak nowego, młodego narybka, będziemy starali się rozwijać tę formułę i docierać do innych odbiorców.

NM: W tym roku Gotta Go Festival ma całkiem eklektyczny line-up. Macie plany na przyszłość, aby jeszcze bardziej poszerzyć gatunkowe spektrum?
GP: Ono jest rozwijane co roku, z tego tytułu, że nie zamykamy się na gatunki. Z jednej strony “dociążamy” brzmieniowo, a z drugiej pozwalamy sobie na to, żeby pojawiały się eksperymenty, bo gościliśmy tutaj sporo zespołów, które wykraczały poza punkowe spektrum. Chociaż, paradoksalnie, mieliśmy tutaj np. zespoły The Bill i Bulbulators, które istnieją po 20-30 lat czy więcej i są na orbicie muzyki prostszej, może mniej wymagającej, ale dalej dostarczającej dużych bodźców. Staramy się jednak przemycać metalowy pierwiastek, przemawiać do publiczności, otwierać horyzonty. Jest to czymś równoległym do tego, co tutaj robimy, dlatego ta sfera punka i hardcore’u wymaga tego, aby wychodzić poza schemat. Co prawda najlepsze nasze imprezy to były właśnie wydarzenia bardziej tradycyjne i nie wiem, czy do tego nie wrócimy. Z drugiej strony, chcielibyśmy opuścić mury tego klubu. Pragniemy tego od ładnych kilku lat, ale Cieszyn nie udostępnia nam innej przestrzeni, nie ma po prostu, gdzie.

NM: Jest szansa na coś innego?
GP: Browar Zamkowy, do którego pukamy, być może nawet w przyszłym roku będzie miał salę, gdzie będziemy mogli zorganizować koncerty z lepszą produkcją i zrealizować aspiracje, których zrealizować nie możemy przez ograniczoną przestrzeń. To na razie jednak sfera planów, na razie działamy na tym co mamy. Gościłem tutaj ok. 100 zespołów i jakoś sobie daję radę. Niemniej chciałbym, ze względu na to, że miasto i region tego potrzebują, wyjść stąd i spotkać się w wymarzonym plenerze. Przykład Yass! Festivalu dobitnie pokazuje, że można, a wręcz potrzeba lokalnej społeczności takich wydarzeń.

NM: Przyszłe edycje chciałbyś nadal organizować w Cieszynie?
GP: Tak. Ja tutaj nie mieszkam na co dzień, ale to nie przeszkadza w realizacji imprezy, bo Łukasz trzyma nad wszystkim pieczę. Wiemy na co możemy sobie tutaj pozwolić, finansowo i pod względem warunków. Od kilku lat jednak podkreślam, że plan jest taki, aby zrobić dwudniową imprezę. Nie byłaby ona tematyczna, a różnorodna i mając na uwadze to, że jeszcze 10 lat temu w Trzyńcu gościliśmy zespoły pokroju Soulfly i Destruction to chcielibyśmy pójść w takim kierunku. I to nie jest tak, że my tego nie możemy zrobić, bo możemy - mamy kontakty, mamy moce przerobowe. Oczywiście pozostaje kwestia finansów, ale to po prostu wymaga bardziej wytężonej pracy i świadomości tego, że mamy, jak to zrobić. Nie mówię, że to się nie wydarzy…

NM: Ale są perspektywy.
GP: Są perspektywy, tylko prawda jest taka, że my nie poprzestajemy na zespołach, które mamy tutaj. Mamy na orbicie znacznie większe nazwy niż np. The Analogs i to się tyczy tej strony metalowej. Jeżeli jednak nie mamy odpowiedniej przestrzeni, to nie możemy rzucić się na głęboką wodę.

NM: Spytam z ciekawości: jak zapatrujesz się na to, że obecnie możemy zauważyć - zaryzykuję stwierdzenie - revival, odrodzenie muzyki punkowej? Na to, że zainteresowanie myślą punkową rośnie wśród młodzieży.
GP: O ile nie zauważam takiego wznowionego zainteresowania subkulturą punkową, to zauważam bunt, który się przejawia w social mediach, w tym, co wyrażają młodzi ludzie i w jaki sposób to robią. Nie zgadzają się na to, co się wokół nich dzieje, nie dopisywałbym jednak do tego punkowej estetyki. Punkowa estetyka jest dość brudna, surowa. Prędzej ten bunt przejawia się w muzyce rapowej i subkulturze hip-hopowej, która jest bardzo rozwinięta i daje szerokie pole do popisu. Choć - nie ukrywajmy - obecnie dostarcza przede wszystkim wielu pieniędzy, to mamy na scenie artystów, np. Zdechłego Osę i Asthmę, stojących na pograniczu myśli punkowej. Czy zaliczyć to jednak do wznowienia zainteresowania subkulturą punkową? Nie, bo patrząc tylko na to co się dzieje na naszej imprezie, interesują się nią głównie 30 i 40-latkowie.

NM: Łatwo zauważyć.
GP: Ciężej jest obecnie przyciągnąć młodych ludzi do tej muzyki. Sam w młodości miałem głód muzyki, musiałem poświęcać czas na przesłuchiwanie płyt. Teraz muzykę oceniamy po kilkunastu sekundach albo sugerujemy się fejmem na TikToku. Organizatorzy nie mają tego za złe młodym ludziom, ale mają za złe temu, że nikt nie ma czasu na to, aby się nad muzyką pochylić i zastanowić nad przesłaniem. Bardzo tego pragnę, aby nasza impreza niosła to przesłanie.

NM: Sam jestem odbiorcą muzyki punkowej i dzięki np. Bandcampowi zauważam, że te surowe formy wyrazu jednak stają się popularniejsze. To też się przenosi na poletko rapowe (m.in. u Zdechłego Osy), są jednak np. projekty d-beatowe lub stricte hardcore’owe, które zyskują coraz więcej fanów.
GP: Tylko to wciąż jest nisza. Jak raz tego liźniesz, to już nie jest tak łatwo wyjść. To nie jest przypadek polskiego rapu, który jest muzyką bardzo uniwersalną. Możesz lubić coś na pograniczu trapu i emocjonalnego rapu (jak np. Chivas). Możesz lubić bezpretensjonalność i kontrowersyjność Maty. Z drugiej strony mamy całe szerokie pole artystów w katalogu SB Mafiji, tych wszystkich, którzy wykonują muzykę rozrywkową. Wejdziesz na katalog Asfalt Records, a tam między O.S.T.R.-em są młodzi ludzie, jak np. Jan Serce. Z innej beczki podoba mi się to, co robi Miętha, Młody Dzban, Ćpaj Stajl, Ruskie Fajki czy kolektyw Reci (wcześniej Recidivist). To są ludzie, którzy mają coś do powiedzenia i robią to inteligentnie, może nawet na nie rzadko na mało popularnej nucie, mają jednak problem z tym, żeby się przebić w erze social mediów. Social media tak bardzo spłyciły głód muzyki i pozwoliły na szybkie kariery ludziom, którzy z muzyką nie powinni mieć nic wspólnego (patrz: Ekipa). To jest jednak też kwestia autentyczności. Tak jak w punku teraz jej nie ma, bo to muzyka głównie dla 40-latków, tak w rapie (przynajmniej polskim) trzeba o nią trochę powalczyć. Chciałbym też, żeby młodzi ludzie parający się muzyką gitarową robili swoje i robili na przekór, żeby idea wyjścia przed szereg była tą, która im przyświeca.

NM: Mam wrażenie, że chciałbyś znaleźć wspólny mianownik pomiędzy muzyką, o której opowiadasz a tym, co promujesz na organizowanych przez ciebie eventach.
GP: Wspólny mianownik jest, bo młodzi ludzie chcą się buntować. Tutaj buntujemy się do mocnej, hałaśliwej muzyki i to gdzieś pod nią jest przesłanie, a np. na imprezach rapowych młodzi ludzie buntują, bo ciężko im artykułować kłębiące się w środku emocje. Wynika to z pędu życia, rozproszonej uwagi. Ja rozumiem energię, która jest na tych koncertach, bo to są chwile ulotne. Ja też, jak byłem nastolatkiem, to przeżywałem na swoich pierwszych koncertach metalowych i punkowych. Wywarło to na mnie tak duże wrażenie, że się tego trzymam i mam nadzieję, że młodzi ludzie też pozostaną wierni muzyce i dojrzeją poszukując czegoś więcej niż hedonizm i chwile ulotne.

NM: Chciałbyś w jakiś sposób zachęcić potencjalnych uczestników Gotta Go Festival do uczestnictwa w następnych edycjach?
GP: Przede wszystkim chciałbym ich zachęcić do tego, aby obdarzyli nas zaufaniem, którym obdarzają nas dziesiątki, setki ludzi od naprawdę wielu lat. I to nie tylko z regionu, bo nasza impreza przyciąga przede wszystkim ludzi z daleka poza Śląska. Chciałbym, żeby przyszły odbiorca tego wydarzenia wyszedł z domu, zainteresował się tym, co się dzieje w jego mieście i dołożył cegiełkę do czegoś wartościowego, czegoś poszerzającego horyzonty. Muzyka jest jedynym dobrem, które pozwala ukoić nerwy, a także je z siebie wydobyć i daje nadzieję. Szanujmy to, co mamy i dowartościowujmy to swoją obecnością na imprezach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na cieszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto