Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To niemożliwe!

TOMASZ WOLFF
Mieszkańcy Ustronia cały czas nie mogą uwierzyć w to, co się stało.	ZDJĘCIE: TOMASZ WOLFF
Mieszkańcy Ustronia cały czas nie mogą uwierzyć w to, co się stało. ZDJĘCIE: TOMASZ WOLFF
Mieszkańcy Ustronia nie mogą ochłonąć po niedzielnej tragedii. 61-letni Jan Ś., właściciel zajazdu ,Pod Groniami" przy ulicy Gałczyńskiego w Ustroniu najpierw podpalił ośrodek, a później popełnił samobójstwo.

Mieszkańcy Ustronia nie mogą ochłonąć po niedzielnej tragedii. 61-letni Jan Ś., właściciel zajazdu ,Pod Groniami" przy ulicy Gałczyńskiego w Ustroniu najpierw podpalił ośrodek, a później popełnił samobójstwo. W wyniku pożaru spalił się garaż, dwa samochody osobowe, części mieszkalna i gastronomiczna. Straty oszacowano na 500 tys. złotych.

Szef jednego z ustrońskich domów wczasowych (prosił o niepodawanie nazwiska) nie może uwierzyć w to, co się stało w niedzielny poranek. - Znaliśmy się z widzenia. Konkurencja konkurencją, a ja i tak często mu podsyłałem klientów. Miał pyszne jedzenie. Sam chodziłem do niego na żurek i żeberka. Restauracja była czysta, schludna i bardzo dobrze utrzymana. Miał wspaniałych dwóch synów. To dla mnie szok - powiedział. W innym ustrońskim pensjonacie słyszymy podobne opinie. - To był zrównoważony i bardzo dobry człowiek. Prowadził jeden z lepszych lokali w mieście. Byliśmy kiedyś na przyjęciu w zajeździe. Jedzenie było wyborne - powiedziała kobieta.
Pożar wybuchł wcześnie rano w niedzielę. Młody człowiek, mieszkający obok zajazdu, opowiada, że o 4.30 obudził go ogromny huk. Kiedy wyjrzał przez okno, zobaczył mgłę. Już miał odejść od okna, kiedy dojrzał ogień. Krzyknął do mamy: Sąsiedzi się palą!, wybiegł na ulicę, bo chciał pomóc. Policja i straż były już jednak na miejscu. Inny z sąsiadów podejrzewa, że właściciel od dawna szykował się do desperackiego kroku. Jego zdaniem, wszystko zostało starannie wyreżyserowane, aby ludzie zobaczyli tragedię. Zastanawia się, dlaczego na miejscu pojawiły się tak szybko ekipy telewizyjne. Policjantom z komendy powiatowej w Cieszynie udało się ustalić, że w zajeździe od kilku lat dochodziło do nieporozumień. Ostatnia interwencja miała miejsce w sobotnio-niedzielną noc. W wyniku pożaru spalił się garaż, dwa samochody osobowe, części mieszkalna i gastronomiczna. Straty oszacowano na 500 tys. złotych. Do Szpitala Śląskiego w Cieszynie z groźnymi oparzeniami trafiła żona właściciela zajazdu.

Właściciel nie zostawił listu pożegnalnego. Sąsiedzi z ulicy, znajomi z miasta biorą pod uwagę różne wersje wydarzeń. Jedna mówi o tarapatach finansowych. Właściciel zajazdu zwierzył się podobno jednemu ze znajomych, że wykańczają go podatki. Stwierdził także, że gości u niego ostatnio coraz więcej Niemców, a jemu zaczyna brakować sił, żeby uczyć się ich języka. Ktoś inny dopowiada, że właściciel nie mógł się dogadać z żoną co do pieniędzy. Dzień po zdarzeniu miała się podobno odbyć sprawa majątkowa z udziałem małżonków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na cieszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto