W tym sezonie takich przypadków było kilkanaście. - Złamana ręka, noga czy inny uraz, który na drodze byłby inaczej zakwalifikowany, w transporcie górskim jest kwalifikowany jako wypadek ciężki. Zwłaszcza jeśli dotyczy to dzieci - mówi Jerzy Siodłak, naczelnik Beskidzkiej Grupy GOPR.
Ratownicy z Beskidów nie mają śmigłowca, za to są doskonale wyszkoleni, by prowadzić akcje ratunkowe z powietrza. Udowodnili to w niedzielę na Festiwalu Górskim Wondół Challenge, podczas pokazowych ćwiczeń.
- To nie jest zabawa dla zabawy, ale trening. Klasyczna akcja właśnie tak by wyglądała: szybki dolot, zabranie poszkodowanego z miejsca ciężko dostępnego i szybki transport do szpitala - wyjaśniał Edmund Górny, jeden z goprowców przeszkolonych do niesienia pomocy przy użyciu śmigłowca. Podczas takich ćwiczeń wykorzystany został prywatny śmigłowiec należący do Piotra Ja-fernika, jednego z ratowników.
- Opuszczenie ratownika na linie, przelot na linach, czyli akcja ewakuacyjna z miejsca, w którym śmigłowiec nie może wylądować - te działania służą temu, by podnosić swoje umiejętności i być stale w dobrej kondycji. To zdolności, które trzeba ciągle ćwiczyć - podkreślał Jafernik, który od lat bezinteresownie użycza swojej maszyny beskidzkim ratownikom.
Śmigłowiec używany jest do m.in. transportu goprowców i akcji poszukiwawczych. Do wypadków na stokach wzywane jest LPR, z którym GOPR ma podpisaną umowę. Dzięki temu ratownicy GOPR są jedyną służbą, która oficjalnie może zostać wpuszczona na pokład śmig-łowca LPR i współpracować w akcji z użyciem technik alpinistycznych. Sęk w tym, że śmigłowiec przylatuje najczęściej z Gliwic lub Krakowa. Czas dotarcia w Beskidy zajmuje ekipie LPR do 30 minut.
- Dywagowaliśmy niedawno, by śmigłowiec LPR na okres zimy, gdy ilość zdarzeń w Beskidach jest bardzo duża, stacjonował bliżej. Na przykład w Bielsku-Białej. To zaoszczędziłoby czas dolotu do wypadku - przyznaje Siodłak.
Sezonowe stacjonowanie śmigłowca w Beskidach to, póki co, jedyne możliwe rozwiązanie. Gdyby bowiem goprowcy posiadali własny śmigłowiec, w obecnych warunkach nie byliby go w stanie utrzymać finansowo.
- Wiemy, ile kłopotu mają koledzy z TOPR-u z utrzymaniem swojego śmigłowca. Koszt przeglądów i utrzymania to praktycznie roczny budżet Grupy Beskidzkiej GOPR - przyznaje Jerzy Siodłak
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe ma w Polsce 17 stałych baz i jedną sezonową (w Koszalinie). Baza sezonowa funkcjonuje w okresie letnim.
- Koszalin to stosunkowo słabo zabezpieczony teren. Najbliższe nasze bazy są w Gdańsku i Szczecinie. Tymczasem latem to teren dużych migracji turystów i ruchu na drogach. Dlatego w tym rejonie jest zasadne utworzenie bazy sezonowej - mówi Justyna Sochacka, rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Podkreśla, że o liczbie i lokalizacji baz decyduje minister zdrowia, jako organ nadzorujący i finansujący LPR.
Pewne jest, że konieczność utworzenia bazy sezonowej w Beskidach musiałaby zostać poprzedzona wnikliwą analizą. Na razie, choć ilość zdarzeń zimowych w Beskidach przemawia za tym, kontrargumentem jest stosunkowa bliskość baz LPR w Gliwicach i Krakowie.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?