Koło "Dworku Grof" u Czarnynogów w Bojszowach wyrosło teksaskie miasteczko Falls City. Duże napisy zachęcają, by wstąpić do saloonu Pawelka i Polloka.
Piaszczystą drogą sunie pochód Ślązaków. Ktoś zamożniejszy jedzie bryczką. Jest niedziela, wszyscy zdążają na nabożeństwo. Przed kościołem stoi pleban, wita przybyłych, zaprasza do środka. Świątynia, jak to w Teksasie, wzniesiona z byle czego - ale jest. Kilkadziesiąt dusz, i rozpoczyna się msza. Ślązacy nucą "Serdeczna Matko…" i zaczyna się piekielec. Nadjeżdżają Meksykanie. Strzelają ile wlezie, robi się popłoch. Farosz sięga po pistula, odgania chacharów. Chłopy biorą giwery i walą na całego... Dymu, huku, co niemiara.
Tak mniej więcej wyglądać będzie ta scena. - Po montażu z dwugodzinnego materiału zostanie minuta z hakiem. A ile roboty i kombinowania było, sami widzicie - wzdycha reżyser.
Kręceniu towarzyszą gapie, znajomi i rodziny występujących. A na planie zebrało się pół setki aktorów. Najmłodszy, pięcioletni Adrian Wróbel, z rodzicami Agatą i Grzegorzem, jest już zmęczony całą tą wrzawą. Ale sztuka wymaga poświęceń. To wie doskonale. - Jak miał pół roku, zagrał w filmie "Nie wszystko mi wojna zabrała" - podkreśla mama.
Najstarszy w filmowej ekipie, 80. letni Augustyn Rogalski, cierpliwie czeka na zakończenie tego dnia zdjęciowego. A zamieszania jest sporo. A to konie muszą kilkakrotnie z jeźdźcami podjeżdżać pod kościół, bo trzeba kręcić duble. A to czeskie korki nie chcą strzelać, albo "palą za bardzo". Jeden z wystrzałów trafia kamerzystkę Asię w brzuch. Pawłowi korek wybucha w palcach. Komuś odpadki lądują na czole… Masa huku i dymu. Psy piszczą. Konie się płoszą, a ten w bryce najchętniej by uciekł, gdzie pieprz rośnie. Ale trzyma się miejsca, bo woźnica lejcy nie popuszcza.
Wpadamy też na pomysł (to reżyser), jak sfilmować rzucanie lassem. Niby proste, ale jak to zrobić? Damian zamachnął się, podjeżdża i rzuca sznur na kamerę. Potem reżyser wdrapuje się na chwiejącą się konstrukcję świątyni, i rzuca zza kamery sznur na Olę, zaciąga.
W kolejnym cięciu wejdzie Paweł mierzący w lasso i kolejnym sznur rozrywa wybuch, i Ola się uwalnia. Proste, nie? Znudzeni przeciągającym się nabożeństwem moi parafianie (bo gram księdza w tej produkcji) komentują złośliwie, że jeszcze pewno piszę kazanie. Odpowiadam, że jeszcze nie było kolekty. Ale w końcu, w końcu i ten dzień zdjęciowy się kończy.
***
Western "Śląski szeryf" to powrót filmowca Józefa Kłyka do korzeni, wszak jego pierwsze produkcje naśladowały amerykańskie klasyki (jak choćby "Dyliżans do Kansas" z 1968 r., czy "Lucky Luck kontra kuzyni Daltoni"). Potem przyszedł czas na ambitniejsze realizacje ("Emigrant" 1971, "Szeryf Wyatt" 1976) i śląski western właśnie (trylogia "Szlakiem bezprawia" 1980-91 o przygodach Wawrzyna Złotki spod Pszczyny w Teksasie). Po przerwie w latach 90. nastąpił wielki come back, a w Kłykowej filmografii zaczęły przeważać tematy śląskie - przymusowa służba w Wehr- machcie, powstania śląskie, druga wojna (mówią o tym filmy: "Czterech synów ojciec miał", "Nie wszystko mi wojna zabrała").
Ostatnim westernem pana Józefa pozostaje "Dwóch z Teksasu" z 2000 r., choć i w powstańczym filmie "Bracia" z 2006 r. reżyser udanie wkomponował w całość westernowy wątek.
Kręcenie "Śląskiego szeryfa" trwa od jesieni 2010 roku. W przyszłym roku - premiera.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?