Wiadomość o zwycięstwie w naszym plebiscycie zastała pana Janusza w Centrum Przygotowań Paraolimpijskich "Start" w Wiśle, gdzie uczestniczy w kolejnym zgrupowaniu polskiej kadry.
- To element przygotowań do głównej tegorocznej imprezy, czyli lekkoatletycznych mistrzostw świata, które odbędą się pod koniec lipca w Lyonie we Francji - mówi Janusz Rokicki.
Nie ukrywa też, że jest mocno zaskoczony sukcesem. - Mieliście fajny pomysł z tym plebiscytem. Wielu moich znajomych głosowało na mnie, ale przyznam, że zwycięstwa się nie spodziewałem - stwierdza.
Cieszynianin wie, że walka o pierwsze miejsce między nim a Izabelą Kulą, dyrektorką Miejskiej Biblioteki Publicznej, była bardzo wyrównana i rozstrzygnęła się na minuty przed zakończeniem głosowania. - Końcówki plebiscytu jednak nie śledziłem, ponieważ byłem zajęty przygotowaniami do zgrupowania. Ale oczywiście po zakończeniu głosowania znajomi od razu do mnie zadzwonili z gratulacjami - śmieje się.
O sukcesie Rokickiego zdecydował srebrny medal w pchnięciu kulą zdobyty przez cieszyniania podczas ubiegłorocznych Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie. Przed imprezą pan Janusz wypowiadał się o swych olimpijskich szansach bardzo ostrożnie. W zawodnika wierzył jednak trener.
Czytaj część II.
Zbigniew Gryżboń pozostał nad Olzą i paraolimpiadę śledził w telewizji. - Wskazówek udzielałem Januszowi telefonicznie. Jego forma rosła, dlatego byłem pewien, że stać go nawet na złoto - mówił "Dziennikowi Zachodniemu" tuż po zakończeniu sportowych zmagań Gryżboń.
W finale Rokicki pchnął kulę na odległość 15,68 m. Przegrał jedynie z Rosjaninem Aleksiejem Aszapatowem, który rezultatem 16,20 m ustanowił rekord paraolimpijski.
- Szkoda tego złota, ale z perspektywy kilku miesięcy uważam mój występ za bardzo dobry. Zwłaszcza, że wcześniej przytrafiła mi się lekka kontuzja barku i nic nie zapowiadało sukcesu - tłumaczy Rokicki, dodając, że na imprezie tej rangi pojawia się adrenalina i ogromny stres.
- Występu na paraolimpiadzie nie da się porównać ze startem w mistrzostwach Polski. To naprawdę nie jest proste wyjść na stadion, na którym siedzi 80 tysięcy ludzi - wspomina cieszynianin.
Dzisiaj Rokicki myślami jest już jednak przy tegorocznych mistrzostwach świata. Pytany czy z Lionu także przywiezie medal, odpowiada skromnie, że będzie się starał. - Tego sezonu nie traktuję ulgowo. Sportowo niczego mi nie brakuje. Mogę spokojnie trenować, dlatego myślę, że na mistrzostwach świata nie będzie źle. Z pewnością jednak pojawią się tam nowi zawodnicy i o zwycięstwo nie będzie łatwo. Zrobię jednak wszystko, by nadal dobrze reprezentować Cieszyn i cały nasz region - zapowiada Rokicki.
Letnia tragedia
Janusz Rokicki pochodzi z Wisły. Jego życie zmieniło się latem 1992 r. Pracował wówczas na budowie jako pomocnik murarza.
31 sierpnia po otrzymaniu wypłaty wracał torami kolejowymi do domu. W pewnym momencie otrzymał potężne uderzenie w tył głowy. Stracił przytomność, a napastnicy zabrali mu portfel z wypłatą i zostawili między szynami. Na swojej stronie internetowej napisał: "Jadący o 4 rano pociąg zmienił całe moje życie. Trzy wagony przejechały po mnie, obcinając obie nogi. W taki sposób w wieku 18 lat stałem się osobą niepełnosprawną. Była to wielka tragedia, ale i szczęście Boże, że nie straciłem również rąk".
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?