Cieszyńscy taksówkarze mają problem!

Gdy trafi się kurs do Czeskiego Cieszyna lub jeszcze dalej gdzieś w głąb Czech, to aż strach się tam wybrać. Jednak nieraz nie ma innego wyjścia, bo klient żąda, klient płaci, więc trzeba wtedy zaryzykować - opowiada jeden z cieszyńskich taksówkarzy. Zarówno on jak i inni jego koledzy z branży boją się wyjazdu do sąsiadów z powodu wciąż nieuregulowanych przepisów w zakresie poruszania się taksówek po sąsiedzkich krajach. Wielu myślało, że układ z Schengen znoszący granice, zlikwiduje również tego typu bariery. Jednak okazuje się, że nic bardziej mylnego, ponieważ każdy czeski taksówkarz wjeżdżając na terytorium Polski musi mieć zezwolenie wydane w naszym kraju, zaś nasi szoferzy jadący za Olzę muszą mieć z kolei stosowny dokument zezwalający im na jeżdżenie po Czechach.

Barierą nie jest formalne załatwienie sprawy, lecz znaczne koszty jakie się z tym wiążą. Zarówno naszych, jak i czeskich taksówkarzy nie stać na wykupienie dodatkowych licencji, bo kilka czy nawet kilkanaście kursów w jednym miesiącu do sąsiedniego kraju, nie jest w stanie zrekompensować im takiego wydatku. Dlatego nasi szoferzy wymyślili sposób, jak na razie unikać tego problemu. Jadąc za granicę, celowo zasłaniają tabliczkę taxi, aby nie zostać skontrolowanym przez policję, bo ta może nałożyć za złamanie tego przepisu dotkliwą karę. Na razie pomysł skutkuje, ale to tylko rozwiązanie tymczasowe. Nad temat rozwiązania problemu niebawem mają rozmawiać władze czeskiego i polskiego Cieszyna.