Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpitale pod kreską

Agata Pustułka
Na leczenie brakuje pieniędzy. Sytuacja w woj. śląskim jest dramatyczna
Na leczenie brakuje pieniędzy. Sytuacja w woj. śląskim jest dramatyczna net
Właśnie decyduje się przyszłość szpitali. W 2010 roku dostaną jeszcze mniej pieniędzy niż obecnie. Czy zaczną bankrutować? O sytuacji w śląskiej służbie zdrowia pisze Agata Pustułka

Szpital powiatowy w Zawierciu: suma wszystkich strachów w ochronie zdrowia - potężny 37-milionowy dług, karuzela dyrektorów i wyścigi z komornikiem, żeby jak najszybciej przekazać pieniądze na wypłaty dla pracowników. Do tego niezrozumiałe decyzje personalne.

Szczytem nieodpowiedzialności było niedawne powołanie na stanowisko dyrektora 29-letniej prawniczki. Po dwóch tygodniach kobieta zrezygnowała, uzasadniając swój krok... względami osobistymi.

- Ale w tym krótkim czasie zdążyła zwolnić dwóch dobrych zastępców - nie może odżałować Leszek Wojdas, wicestarosta zawierciański, który dwoi się i troi, żeby tym razem wybrać dobrego kandydata. Czwartego dyrektora w tym roku. Sytuacja jest poważna, bo to jedyny szpital obsługujący teren zamieszkały przez ponad 120 tysięcy mieszkańców. Rocznie leczy się tu 16 tysięcy osób, a z poradni przyszpitalnych korzysta 30 tysięcy. - Nie mamy po prostu wyboru, bo placówka ma złą opinię - mówią mieszkańcy.

Prokuratura Rejonowa w Zawierciu umorzyła niedawno śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 51-letniego pacjenta, który zanim umarł wył z bólu i nikt nie udzielił mu skutecznej pomocy. Dopiero sekcja zwłok wykazała, że miał... zawał.

Chociaż szpitale dogorywają, to niemal na ich gruzach nadal rozgrywają się kosztowne potyczki o płace.

Ponad tydzień temu zakończył się strajk w Szpitalu Miejskim w Piekarach Śląskich. Pracownicy, choć znają trudną sytuację placówki, wystąpili z żądaniami płacowymi, bo "zarabiają najmniej w regionie" i ostatecznie wymusili porozumienie. Lekarze mają dostać 430 złotych podwyżki, pielęgniarki i położne 310, technicy, ratownicy medyczni i fizjoterapeuci - 300, a pozostali 200.

Władysław Perchaluk, dyrektor Szpitala Miejskiego w Piekarach Śląskich nie ukrywa, że realizacja porozumienia jest uzależniona od pożyczki z urzędu miejskiego.

- Obecnie płace i wszystkie inne świadczenia na rzecz pracowników, w tym odprawy, fundusz socjalny, pożerają 93 - 95 proc. szpitalnego budżetu - przyznaje dyrektor.

Szpital ma 12 mln długu i jeśli prognozy na przyszły rok się sprawdzą, to dług ten może znacząco wzrosnąć.

Gdyby nie dotychczasowa pomoc samorządu, to Perchaluk mógłby na drzwiach wejściowych wywiesić tabliczkę: zamknięte do odwołania.

- Jestem dyrektorem od kilku miesięcy. Cały czas z ołówkiem w ręku. Cały czas coś trzeba ciąć - mówi.

Jego poprzedniczka Ewa Świderska, gdy odchodziła ze stanowiska, sprawę postawiła jasno:

- Nie będę legitymowała swoim nazwiskiem błędów poprzedników. Każdy ma jakiś próg odporności psychicznej - stwierdziła.

Próg finansowego bezpieczeństwa natomiast przekroczy niebawem śląska ochrona zdrowia, która przeżywa największy kryzys od lat. Źle dzieje się nie tylko w zadłużonych szpitalach miejskich i wojewódzkich, ale też w placówkach, które triumfują w ogólnopolskich rankingach. Nawet siemianowicka oparzeniówka, której udało się przetrwać trudne czasy bez długu, dziś przeżywa trudne chwile.

- Niepokojąco wzrosły długi szpitali marszałkowskich. W przyszłym roku kolejki do zabiegów będą jeszcze dłuższe, bo dziś jednym z głównych zajęć dyrektorów jest przesuwanie chorych na przyszły rok - twierdzi Sergiusz Karpiński z sejmikowej komisji zdrowia.

Przewidywana dziura budżetowa w planie finansowym śląskiego oddziału NFZ na 2010 r. wynosi 500 mln złotych. Szpitale upominają się o zwrot 319 mln zł za tak zwane nadwykonania.

NFZ podejrzewa jednak, że dyrektorzy celowo kwalifikują świadczenia jako ratujące życie, bo Fundusz za te właśnie procedury musi zapłacić.

- Nie rozumiemy, jak to możliwe, że na początku roku te procedury stanowiły 20 proc. świadczeń a teraz aż połowę - zachodzi w głowę rzeczniczka centrali Funduszu Edyta Grabowska-Woźniak.

- Tak, oszukujemy i wydajemy pieniądze Funduszu na wino, kobiety i śpiew - ironizuje dyrektor jednego ze szpitali wojewódzkich na Śląsku. Jego wisielczy humor jest uzasadniony: jest po trzymiesięcznej kontroli Funduszu, z której powstał liczący 6,5 tys. stron protokół, na który musi odpowiedzieć w ciągu... tygodnia.

Centrala Funduszu nie ukrywa, że w przyszłym roku będzie mniej o 1,5 mld złotych, a 2-miliardowa rezerwa na czarną godzinę została przejedzona.

- Czas kryzysu to moment, który zmusza NFZ do weryfikacji tego, za co płaci, a szpitale obliguje do weryfikacji swoich kosztów i ewentualnej racjonalizacji - powtarza filozoficznie prezes NFZ Jacek Paszkiewicz.

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy przygotowuje się do kolejnego protestu, choć zdaniem związkowców już dziś szpitale pracują tak, jakby strajkowały. - To znaczy, że przyjmowani są głównie lub wyłącznie pacjenci w stanach nagłych - z zagrożeniem życia, a tzw. pacjenci planowi są odsyłani - ocenia dr Krzysztof Bukiel przewodniczący OZZL. - Przyczyną tego "ostrodyżurowego" trybu pracy szpitali jest wyczerpanie przez nich limitów przyznanych przez NFZ na ten rok. Innymi słowy - szpitale nie mogą przyjmować więcej pacjentów, bo publiczny płatnik nie zapłaci im za to. Ale jak może być inaczej - pytają związkowcy - skoro nakłady na zdrowie są najmniejsze w UE (licząc procentem PKB), a rząd nie ma zamiaru tego zmienić.

W przyszłym tygodniu, 2 grudnia, ma dojść do kolejnego spotkania przedstawicieli śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" z minister zdrowia Ewą Kopacz. To spotkanie ostatniej szansy. - Jeśli nie podpiszemy porozumienia i do śląskiego oddziału w tym roku nie wpłynie 200 mln zł, a w przyszłym roku nie dostaniemy dodatkowych 300 milionów, to będziemy okupować ministerstwo - mówi Halina Cierpiał szefowa sekretariatu zdrowia.

Dyrektorzy szpitali, związkowcy i pacjenci oczekują od Ministerstwa Zdrowia jasnego planu działania. Dotychczasowe próby reformowania w wydaniu minister Kopacz można uznać za kompletną porażkę.

- Realizacja postulatów płacowych lekarzy to był początek dzisiejszego wielkiego kryzysu - ocenia prezydent Sosnowca Kazimierz Górski. Sosnowiecki samorząd przekształca właśnie szpitale i chce wydać na ten cel 100 mln złotych.

W Zawierciu, podobnie jak niemal w każdym szpitalu w Polsce, lekarze też już swoje wywalczyli. W 2008 roku protestowali dwa miesiące. - To był ten moment krytyczny, od którego zaczęliśmy się staczać po równi pochyłej - twierdzi jeden z pracowników szpitala. Anonimowo, bo temat jest drażliwy.

Gdy jakiś czas potem finanse placówki zaczęły się chwiać, dyrekcja zarządziła obniżkę płac o 100 - 200 złotych. Obniżka miała jednak doktorów ominąć. Tym razem przeciwko tym planom solidarnie wystąpiła cała załoga.

Dziś szpital stoi przed koniecznością potężnej restrukturyzacji. Przed pracownikami natomiast wciąż stoi widmo zwolnień. Korytarzowe plotki mówią o 50, a nawet 100 osobach do zwolnienia.

- Nie jest łatwo pracować w takiej atmosferze. Boimy się o przyszłość - twierdzi Elżbieta Spyra, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych w szpitalu.

- W końcu dług nie jest tak ogromny, bo szpital w Pabianicach jest aż 100 mln na minusie - pociesza się Wojdas. - Chciałbym też wiedzieć, jaki wpływ na sytuację polskich szpitali rzeczywiście ma złe zarządzanie, ale ile beznadziejny system, który je dołuje.- Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli prognozy się sprawdzą i w 2010 roku dostaniemy niższe kontrakty, to zaprzepaścimy wszystkie nasze dotychczasowe wysiłki restrukturyzacyjne i długi wzrosną - prognozuje Anna Knysok, wicedyrektor Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie.

Fundusz działa bezprawnie

Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli, Narodowy Fundusz Zdrowia płaci bez podstawy prawnej za wykonane ponad limit zabiegi i badania - wynika z zakończonej kontroli wykonania planu finansowego NFZ za 2008 rok.

Ani minister zdrowia, ani prezes NFZ nie zrobili do tej pory nic, aby sprawę uregulować - twierdzi Izba.

Jak podkreślają kontrolerzy, nie ma wciąż przepisów pozwalających na płacenie za usługi medyczne wykonane ponad limity, określone w umowach między szpitalami a NFZ, których okres obowiązywania się zakończył. Dlatego wojewódzkie oddziały NFZ zawierały "ugody pozasądowe" ze świadczeniodawcami, czyli szpitalami, przychodniami i lekarzami. Dzięki temu otrzymywali oni pieniądze za wykonane ponad limity badania i zabiegi. Zdaniem NIK były to płatności dokonane bez właściwej podstawy prawnej. Dlatego Izba postuluje szybkie uporządkowanie stanu prawnego. "Ugody pozasądowe" NFZ zawierał ze szpitalami już po zakończeniu roku kalendarzowego. Pieniądze na ponadlimitowe zabiegi najczęściej pochodziły ze środków, których nie wydano na zaplanowane, ale niewykonane usługi.

W 2008 r. NFZ wydał niespełna 50 mld zł (realizując 94,3 proc. planu) na:

• podstawową opiekę zdrowotną - 98,9 proc. zaplanowanej kwoty

• ambulatoryjną opiekę specjalistyczną - 93 proc.

• leczenie szpitalne - 95 proc.

• rehabilitację leczniczą - 95 proc.

• leczenie stomatologiczne - 92 proc.

• refundację leków - 99 proc.


Dziś kredyt, ale co pojutrze?
Z Zygmuntem Klosą, dyrektorem śląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, rozmawia Agata Pustułka

W 2010 roku dziura w budżecie śląskiego oddziału NFZ ma wynieść 500 mln złotych. Czy to oznacza, że szpitale zaczną bankrutować?

Mam nadzieję, że aż tak czarny scenariusz nie dotknie naszych szpitali. Skutkiem brakujących pieniędzy niewątpliwie mogą być niższe kontrakty. Pacjenci będą mieć zapewniony dostęp do procedur ratujących życie, ale w przypadku planowych hospitalizacji czas oczekiwania, niestety, się wydłuży.

Szpitale przestały przyjmować pacjentów planowych. Na wizytę u specjalisty trzeba czekać do marca przyszłego roku. Dlaczego nagle doszło do tak ogromnej zapaści w ochronie zdrowia?

Nie nazywałbym tego zapaścią. Pieniędzy było i tak więcej niż w roku ubiegłym. Obecnie brakuje ich z wielu powodów. Przede wszystkim kryzys to efekt niższej ściągalności składki, a przecież jest to jedyne źródło pozyskiwania pieniędzy na świadczenia w ramach NFZ. Dodatkowo zmiany zasad finansowania podstawowej opieki zdrowotnej, czyli lekarza rodzinnego, kosztowały na Śląsku 220 milionów więcej niż zakładał pierwotny plan. Zwiększyła się także kwota refundacji leków i to o ponad 110 milionów. Kilkadziesiąt milionów kosztują nas, przekazane z ministerstwa, przeszczepy. Same szpitale wykazały nam procedury ratujące życie na kwotę ponad 150 milionów ponad plan. Ta sytuacja nie nastąpiła nagle. Jest to wynik ewolucji zasad finansowania służby zdrowia z publicznych środków w trakcie całego roku. Pojawia się oczywiście jeszcze pytanie, skąd tak olbrzymia ilość nadwykonań.

Szpitale z województwa śląskiego domagają się w tym roku zapłaty ponad 200 mln złotych za nadwykonania. Nasz oddział nie ma tych pieniędzy. Czy jest szansa, że centrala Funduszu znajdzie tę kwotę?

To bardzo ważne pytanie nie tylko dla Śląska, ale również dla pozostałych oddziałów NFZ. Wspomniany kryzys dotknął wszystkich, a odpowiedź na to pytanie może pojawić się jedynie ze strony Ministerstwa Zdrowia, czy Centrali NFZ.

Minister zdrowia Ewa Kopacz twierdzi, że trzeba bardziej skutecznie kontrolować wydatki, bo szpitale naciągają Fundusz i wszystkie świadczenia wpisują jako te ratujące życie. Proszę powiedzieć, ile i na jaką kwotę kontrolerzy NFZ wykryli nieprawidłowości? Czy w faktach można znaleźć potwierdzenie słów pani minister?

Procedur ratujących życie jest rzeczywiście, proporcjonalnie do innych porównywalnych okresów, więcej. Analizy trwają. Nieuzasadnione płatności będziemy mogli odzyskać.

Prawie wszystkie oddziały ginekologiczno-położnicze przekroczyły kontrakty. Niektóre z nich odsyłają pacjentki do innych szpitali. Czy będą pieniądze na te świadczenia?

W części oddziałów rzeczywiście nastąpiło przekroczenie kontraktów, ale równocześnie w innych mamy niedowyko-nania. Dzieje się tak dlatego, że pieniądze na te świadczenia były dobrze zaplanowane, natomiast panie, poprzez swoje wybory, w porównaniu do lat ubiegłych, wybierały inne szpitale. Odsyłanie kogokolwiek w przypadku porodów nie powinno mieć miejsca. Są to świadczenia nielimitowane i niebawem te różnice finansowe będą uregulowane.

Co pana zdaniem powinno się stać, jakie decyzje systemowe powinny być podjęte, by sytuacja w ochronie zdrowia poprawiła się i szpitale przestały się zadłużać?

To pytanie kryje w sobie o wiele więcej pytań niż komukolwiek mogłoby się wydawać. To pytanie o kondycję szpitali, jakość ich zarządzania. To pytanie o wielkość składki. To także pytanie o współfinansowanie świadczeń przez pacjenta.

Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia prywatyzacji i komercjalizacji.

Może trzeba inaczej spojrzeć na rynek leków refundowanych? Zresztą to początek rozważań, bo pytań jest więcej. Doraźnym rozwiązaniem na dziś i jutro może być pożyczka, kredyt. Ale co pojutrze?


NFZ musi pożyczyć 2 mld złotych
Z Andrzejem Sośnierzem, posłem PiS, byłym prezesem NFZ rozmawia Agata Pustułka

Rosną długi szpitali, NFZ nie ma pieniędzy, żeby płacić placówkom za nadwykonania. Przyszły rok będzie jeszcze gorszy. Jak do tego mogło dojść?

Po raz pierwszy przychody Funduszu spadły i są mniejsze niż planowano. Niestety, rząd przez długi czas nie przyjmował tego faktu do wiadomości, chociaż symptomy czekającej nas zapaści można było zauważyć już w lutym, bo właśnie wtedy odnotowano pierwsze problemy z wpływami ze składek. Wkrótce potem wykonano kilka dodatkowych ruchów, które ostatecznie pogrążyły sytuację finansową ochrony zdrowia, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że pieniędzy będzie mniej.

Jakie to były ruchy?

Takie jak choćby rezygnacja z wprowadzonego przez poprzedni parlament tzw. podatku Religi. Poza tym kosztowne w skutkach okazały się zmiany na liście leków refundowanych i zamiast za refundację płacić mniej, jej koszty wzrosły. Uważam też, że zbyt duże było dofinansowanie programów cukrzycowych. Na dobicie NFZ przejął na siebie finansowanie procedur wysokospecjalistycznych, czyli między innymi przeszczepów.

Obecnie nie można więc już liczyć na żadne tajne rezerwy, bo ich nie ma. Mieliśmy za to do czynienia z rozdawnictwem pieniędzy i rzucaniem obietnic bez pokrycia np. że za wszystkie nadwykonania Fundusz zapłaci. Taka deklaracja była błędem, bo dała sygnał dyrektorom szpitali, że nie muszą oszczędzać. Dziś mamy sytuację bez wyjścia.

Wyjściem ma być zaciągnięcie przez NFZ kredytu!

No tak, ale te pieniądze trzeba będzie kiedyś oddać. Nawet jeśli za rok lub dwa NFZ będzie miał nadwyżkę, to szpitale i pacjenci to odczują, bo trzeba będzie spłacać zobowiązania. Zadłużanie Funduszu spowoduje, że będzie to radość na pięć minut.

Jakiej wysokości musiałby to być kredyt, aby zaspokoić wszystkie potrzeby?

Żeby jako tako uspokoić sytuację, trzeba zaciągnąć kredyt w wysokości co najmniej 1,5 - 2 mld złotych. To kwota w przybliżeniu. Fundusz być może wyjdzie na zero, a kontrakty nie ulegną zmniejszeniu. Gdy zastrzyku finansowego nie będzie, kontrakty muszą spaść. Warto jednak dodać, że kredyt nie rozwiąże problemów, bo przecież służba zdrowia jest w stanie przejeść i dalsze 50 mld złotych.

Czy jest pan zatem zwolennikiem zwiększenia składki zdrowotnej?

Tak, ale pod pewnymi warunkami, które muszą być spełnione. Przypomnijmy sobie miniony rok, gdy pieniędzy było wyjątkowo dużo, a szpitale miały zapewnione finansowanie niemal wszystkich nadwykonań, a składka była taka jak w tym roku. Niestety, wszystkie pieniądze przejedzono nie uzyskując poprawy funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Dlatego jeśli podniesiemy składkę, to nie możemy konsumować bezmyślnie nadwyżki. Gdy wyższą składką obciążymy społeczeństwo, a system nadal będzie kulawo działał jak dotąd, to nic się nie zmieni. Kolejki będą równie długie jak teraz, a zdesperowani pacjenci będą szukać pozakolejkowych dojść do specjalistów.

Muszą być zatem wprowadzone inne mechanizmy finansowania. Za politykę zdrowotną odpowiedzialne jest jednak ministerstwo. To resort musi kreować i wprowadzać zmiany. Fundusz jest w pewnym sensie ofiarą nieudolnych decyzji i pomysłów minister zdrowia Ewy Kopacz.

Jak pan na tym tle widzi sytuację ochrony zdrowia w naszym województwie? Jeden z wiceministrów na posiedzeniu sejmowej komisji finansów powiedział publicznie: nie narzekajcie, bo wam zawsze było dobrze, to teraz może być trochę gorzej.

To czysta demagogia. U nas dobrze nie było, tylko co najwyżej normalnie. Niestety, rząd zrobił fatalny dla Śląska ruch, wprowadzając nowy algorytm podziału pieniędzy, który nie uwzględnia różnic między oddziałami. Oczywiście podział środków na finansowanie usług zdrowotnych nie jest tylko problemem naszego województwa. Wszystko zaczęło się w 2002 roku, gdy ekipa ministra Mariusza Łapińskiego rozpoczęła manipulacje przy dystrybucji pieniędzy. To wówczas pojawiły się niejasne mechanizmy podziału. Ale teraz będzie jeszcze gorzej niż za Łapińskiego, choć wydawało się to niemożliwe. Obecnie zrównano wszystkie oddziały. Pieje więc z zachwytu Podkarpacie, gdzie mieszka ok. 1,5 mln ludzi, a wyją z rozpaczy Śląsk i Mazowsze, gdzie mieszka 10 mln. Nie tak się planuje wydatki. Zniszczono resztki mechanizmów wolnorynkowych i uniemożliwiono konieczną decentralizację NFZ. Biję na alarm, bo PO poprzez nowy algorytm wprowadziła komunistyczne rozwiązania, które na naszym regionie odbiją się katastrofalnie.


W liczbach

319 mln zł
od NFZ chcą śląskie szpitale za świadczenia ratujące życie i zdrowie, które wykonały przekraczając kontrakt

107 mln zł
to długi wymagalne 11 największych w woj. szpitali należących do samorządu

29,97 mln zł
tyle do spłaty ma największy dłużnik, czyli Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Częstochowie

5,5 proc.
o tyle w ostatnim czasie nastąpił wzrost zadłużenia wymagalnego szpitali samorządu wojewódzkiego

6,015 tys. zł
wynosi zdaniem ministerstwa średnie wynagrodzenie lekarzy z I stopniem specjalizacji w woj. śląskim

2,6 tys. zł
to średnia płaca, zdaniem resortu, pielęgniarki i położnej z województwa śląskiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szpitale pod kreską - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na cieszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto