Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa Edwardem Budnym, trenerem biegów narciarskich, twórcą sukcesów Józefa Łuszczka

Maciej Stolarczyk
Justyna Kowalczyk jest naszą nadzieją na medal w Vancouver.
Justyna Kowalczyk jest naszą nadzieją na medal w Vancouver. FOT. Marcin Oliva Soto.

Półtora miesiąca pozostało do zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver. Kibice wierzą, że Justyna Kowalczyk, 38 lat po Wojciechu Fortunie, zdobędzie dla Polski złoty medal. Jak pan ocenia jej szanse?

Na dziś wysoko, ale zobaczymy, w jakiej będzie formie w czasie igrzysk. Liczyć będzie się dyspozycja dnia i smarowanie. Na szczęście, z tego co widzę, serwismeni z Estonii bardzo dobrze przygotowuję Justynie narty. Do tej pory miała najlepsze smarowanie ze wszystkich pań. Poza tym Justyna ma ogromne doświadczenie. W ostatnich latach bardzo ciężko pracuje. Jest niezwykle silna w stylu klasycznym - poprawiła się technicznie. Oczywiście, nigdy nie będzie wzorem techniki, ale biega bardzo luźno, swobodnie. To dobrze wróży.

Z tego wynika, że największe szanse na złoto ma w biegu na 30 km stylem klasycznym.

Nie można tak stawiać sprawy. W każdej konkurencji ma jednakowe szanse, także w sprincie. Jak mówiłem, zdecyduje dyspozycja dnia. Oczywiście, Justyna lubi biegać samotnie, własnym tempem. W tłoku zawsze łatwiej o wypadek. Rywalka najedzie na nartę i po zawodach. Tak jak to się dzieje w sprintach.%07

Kowalczyk skarżyła się niedawno, że Polski Związek Narciarski nie zapewnia jej odpowiedniego zaplecza? Nie była to przesada z jej strony?

Nie. Podchodzi do wszystkiego profesjonalnie. Można powiedzieć, że kieruje zespołem biegaczy. Musi toczyć swoje rozgrywki z prezesem PZN. Apoloniusz Tajner przede wszystkim jest prezesem skoczków. Im zapewni wszystko co najlepsze. A to, co jest dobre dla skoczka, nie musi być dobre dla biegacza. Weźmy te kurtki, o które upomniała się Justyna. Teraz telewizja wymyśliła, że w trakcie biegu lidera sadza się przed kamerą na krześle. Totalna głupota, ale takie są wymogi mediów. I umordowany biegacz, na ostatnich nogach, musi na tym mrozie siedzieć. I jak ma wytrzymać bez odpowiedniego ubioru? To samo z samochodem. Dla Justyny służy on za przebieralnię. Musi być w nim odpowiednia temperatura, bo inaczej się przeziębi. Moim zdaniem obóz biegaczy ma rację, że upomina się o swoje.

Innego zdania jest Małysz, który w wywiadzie dla naszej gazety powiedział, że nie rozumie o co Justynie chodzi.

Bo Adam jest kolegą Tajnera od skoków. Zawsze będzie bronił swojego obozu, nie patrząc na realia. Tylko że to oni biorą kasę, Justyna nie dostaje ani grosza. Ale wychodzenie z tą dyskusją do prasy to już była dziecinada.

Gdy w 1978 roku prowadził pan Józefa Łuszczka do złotego medalu mistrzostw świata, mieliście zaplecze choć zbliżone do rywali?

Ależ skąd. Ja sam odpowiadałem za wszystko. Przygotowanie zawodnika, jego nart, jedzenie, picie i noclegi. Korzystałem z prywatnego samochodu, na zagraniczne zawody jeździliśmy pociągami. Dawaliśmy sobie radę, ale to nie był sport zawodowy. A na dodatek starsi koledzy mi dopieprzali, że ja w ogóle śpię. A powinienem wcale się nie kłaść, tylko pracować. Efekty tego wysiłku były, ale jak dużo mogliśmy osiągnąć przy lepszym zapleczu?

Kowalczyk i Małysz to nasze jedyne szanse na medal w Vancouver?

Małysz? Chyba nie sądzi pan, że przy tej młodzieży - Ammannie, Schlierenzauerze i innych - Adam może powalczyć o medal w konkursie indywidualnym. Nasze szanse to Kowalczyk i drużyna skoczków. Tyle. W drużynówce każdy z naszych musiałby skoczyć na swoim wysokim poziomie i podium jest realne. Fiński zespół się rozpadł, Norwegowie skaczą nierówno. Szwajcarzy mają tylko Kuettela i Ammanna. Okazja do powalczenia w drużynówce jest naprawdę wyjątkowa.

Wczoraj, w kwalifikacjach do pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni, nasi wypadli średnio. Czy tak będzie przez cały turniej?

Nie przywiązywałbym do kwalifikacji zbyt dużej wagi. Chociaż z drugiej strony, gdy na początku zawodów Małysz podłamie się psychicznie, to później raczej się nie podniesie. Pokazał to rok temu, gdy wycofał się przed czwartym konkursem.

A Kamil Stoch? Wczoraj spadł z progu, ale w tym sezonie pokazuje raczej równą formę.

Dla drużyny Kamil jest bardzo wartościowy, ale w konkursach indywidualnych nigdy nie będzie wygrywał. Nie ma natury wojaka, brakuje mu błysku.

Wróćmy do Kowalczyk. Zanim poleci do Vancouver czeka ją start w prestiżowym Tour de Ski. To ciężka impreza, może ze względu na igrzyska warto odpuścić i odpocząć?

Jest wręcz nieprawdopodobnie ciężka! Osiem biegów w dziesięć dni. Z tego ostatni z podbiegiem pod alpejski stok w Val di Fiemme. To mordercze dla zawodniczek, ale widowiskowe dla telewidzów. O odpuszczaniu Tour de Ski nie ma jednak mowy. Zawody zaliczają się do Pucharu Świata, można tam zarobić duże pieniądze. To impreza, na której źle przygotowani zawodnicy wypracowują formę na dalszą część sezonu. I na odwrót. Kluczowa będzie odnowa biologiczna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto