Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Górskie schroniska szukają rąk do pracy. Chętnych nie brakuje, ale...

Jacek Drost
Praca w schronisku ma swoją specyfikę. Na zdjęciu schronisko na Markowych Szczawinach
Praca w schronisku ma swoją specyfikę. Na zdjęciu schronisko na Markowych Szczawinach Schronisko na Markowych Szczawinach/Facebook
Jesteśmy żądni świeżej krwi! Rozpoczynamy rekrutację na sezon 2019! Poszukujemy na stanowiska: sprzątacz/ka, kucharz/kucharka, obsługa schroniska – osoba multifunkcyjna (...) - tak zaczyna się ogłoszenie zamieszczone przez gospodarzy położonego na wysokości 900 metrów n.p.m. schroniska PTTK Przysłop pod Baranią Górą. Okazuje się jednak, że w czasach, kiedy generalnie brakuje rąk do pracy, znalezienie pracowników do tak specyficznego miejsca, jakim jest schronisko górskie, nie jest takie proste.

- Wszystkie schroniska borykają się z tym samym problemem - brakuje rąk do pracy. Wynika to z tego, że ludzie są marzycielami i myślą, że praca w schronisku jest wielce romantyczna - są wieczorne wyjścia na szlaki, poranne wschody słońca, wieczorki przy gitarze. Niestety, tak to nie wygląda. To typowa praca w gastronomii, ciężka praca. A że klienci są coraz bardziej roszczeniowi, trzeba o nich dbać, więc łatwo nie jest. Do tego dochodzi rozłąka z rodziną... Aczkolwiek jest to idealna praca dla samotników, bo pracownik ma zapewniony wikt oraz opierunek i jeszcze dostaje wypłatę - mówi Katarzyna Marek, właścicielka schroniska na Markowych Szczawinach w Beskidzie Żywieckim.

Agnieszka Schwenk-Sapeta, prowadząca schronisko Przysłop na Baraniej Górze, zwraca uwagę, że praca w takim miejscu jest mocno sezonowa - największy ruch panuje od maja do października, w okresie świąteczno-noworocznym, podczas ferii i w weekendy. W tygodniu czy jesienią jest zdecydowanie spokojniej - bywa że w ciągu dnia do schroniska wstąpi jedna osoba, by napić się herbaty czy zjeść zupę. Dlatego gospodarze schronisk nie mogą zatrudniać całego personelu na stałe, lecz opierają się na pracownikach sezonowych. A tych znaleźć bardzo trudno.

- Prowadzimy schronisko czwarty rok. W pierwszych dwóch latach, może to było szczęście początkującego, ale pod względem pracowników układało nam się bardzo dobrze, ale w poprzednim sezonie było już dużo gorzej. Generalnie zgłoszeń jest dużo, ale wiele osób nie do końca wie na co się pisze. Myślą, że praca w schronisku to tylko przebywanie w górach, w pięknych okolicznościach przyrody, rozmawianie z turystami i ewentualnie palenie ognisk czy granie na gitarze. A jest też praca i to często dość ciężka. Oczywiście przebywamy w ciekawym miejscu, możemy łączyć życie zawodowe z górską pasją, pracujemy w fajnej atmosferze i przyjacielskiej ekipie, dbamy o urlopy, ale na co dzień praca nie jest łatwa. Trzeba zmagać się z różnymi trudnościami charakterystycznymi dla naszej lokalizacji jak np. braki w dostawach prądu, deficyty wody (nie tylko ciepłej, ale wody w ogóle), ogromne opady śniegu czy silne wiatry, które łamią drzewa i uniemożliwiają dojazd do schroniska, który jest np. konieczny pod kątem dostaw. Turyście też mają coraz wyższe wymagania i w sezonie jest ich naprawdę sporo. Praca wymaga własnej inicjatywy i multifunkcyjności. Tak więc, nawet jak mamy sporo zgłoszeń od potencjalnych pracowników, to okres próbny weryfikuje większość z nich i mało kto zostaje - opowiada Agnieszka Schwenk-Sapeta.

Praca w schronisku jest bardzo różnorodna. Jak nagle wpadnie 30-osobowa grupa to trzeba umieć zrobić herbatę czy upiec schabowego, opróżnić popielniczki ze stołów, pomyć naczynia, ale także narąbać drewna czy dowieźć prowiant do schroniska. Generalnie trzeba być mocno elastycznym i samodzielnym.

Mimo że do lekkich nie należy, to ma też wiele pozytywnych stron. To okazja do przebywania na co dzień w górach, z dala od miejskiego zgiełku, ale także łączenia różnych pasji (sportowych, fotograficznych, artystycznych) z codziennym życiem, poznawania ciekawych ludzi, organizowania różnorodnych wydarzeń, spędzania czasu na świeżym powietrzu. To także często praca fizyczna, która pozwala „zresetować głowę”. Generalnie jest to praca w innym stylu niż w korporacjach, mniej sformalizowana, bardziej ludzka, oparta na przyjacielskich zasadach, współpracy i zaufaniu (przynajmniej tak jest w schronisku na Przysłopie). Można powiedzieć, że taki metaforyczny „powrót do podstaw”.

- Zarobki są bardzo sensowne. Ludzie pracujący w schroniskach raczej na zarobki nie narzekają. Tym bardziej, że nasi pracownicy mają u nas zagwarantowane zakwaterowanie i wyżywienie, więc jak ktoś przychodzi do nas na dłużej, a nie tylko pracować w weekendy, to nie ma bieżących kosztów - opowiada Agnieszka Schwenk-Sapeta.

Katarzyna Marek z Markowych Szczawin także zapewnia, że zarobki są lepsze niż oferują pracodawcy "na dole w Zawoi".

- Specyficzne w pracy w schronisku jest to, że w innych miejscach kończy się pracę i idzie do domu, a tutaj wszyscy ze sobą żyjemy. Jedni pracują, inny maja wolne, ale jesteśmy w jednym miejscu i wiele czasu spędzamy wspólnie. Dlatego szczególnie ważna jest atmosfera w ekipie i panujące relacje. Staramy się, żeby zespół się lubił, był zgrany, bo wtedy wszystkim pracuje się i żyje lepiej - dodaje Agnieszka Schwenk-Sapeta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zywiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto