Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oddać imię chłopcu ze stawu

Aldona Minorczyk-Cichy, Łukasz Klimaniec
Policjanci pracują dzień i noc, by ustalić tożsamość chłopca wyłowionego ze stawu w Cieszynie. I jak najszybciej znaleźć sprawcę tej straszliwej zbrodni, która wstrząsnęła całym krajem

Kim jest maleńki chłopczyk, którego zmasakrowane ciało wyłowiono tydzień temu ze stawu w Cieszynie? Jego straszliwie smutne oczy na pośmiertnej fotografii zobaczyła cała Polska. Są jak wyrzut sumienia. Sztab ludzi pracuje nad tym, by to dziecko nie pozostało bezimienne i by ten, kto odebrał mu życie, poniósł należytą karę. Czy to się uda?

Miał od roku do 18 miesięcy, blond włoski, wysokie czoło i duże niebieskie oczy. Był szczupły. Miał około metra wzrostu. Ubrany w czerwoną ortalionową kurtkę, szare polo z białymi i czerwonymi paskami, czerwono-granatową bluzę z polaru, ciemne spodnie bojówki i brązowe butki trapery. Wszystko dobrej jakości, drogie. Ktoś go skatował. Bił albo kopał w brzuch. Konał przez kilka dni.

Cieszyn huczy od plotek

- Wyrzucić to można worek śmieci, a nie dziecko. Jak matka nie miała siły się nim zajmować, to mogła mi go przynieść. Sama mam wnuki i wiem, że dla dzieci człowiek zrobi wszystko. Nawet w ogień skoczy - Wanda Pońc nawet nie próbuje ukryć przejęcia.

Tydzień temu, w piątek, gdy wracała ze sklepu, zobaczyła koło stawu karetkę, wóz strażacki i samochód policyjny. Wokół pełno ludzi. Pierwsza myśl: kogoś potrącił samochód. Takie wypadki na drodze prowadzącej z Cieszyna przez Goleszów w kierunku Ustronia już się przecież zdarzały. Ale to było coś gorszego.

- Znaleźli dziecko w stawie, małego chłopczyka - rzuca ktoś. Wanda Pońc odchodzi w pośpiechu. - Nie chciałam patrzeć - przyznaje.

Hodowlany staw Mewa jest tuż przy ul. Wiślańskiej, po prawej stronie drogi, jadąc w kierunku Goleszowa. Wędkarze z cieszyńskiego koła Polskiego Związku Wędkarskiego hodują w nim narybek karpi i amurów. Obok jest budynek, w którym mieści się siedziba koła i działającego przy nim Wędkarskiego Klubu Sportowego Olza. W piątki wędkarze zwykle przychodzą, by opłacić składki lub wziąć udział w "czynie" wędkarskim. Pracowali także 19 marca. Wbijali paliki, rozwijali siatki, które miały chronić żaby przed wskakiwaniem na jezdnię. Żaden z nich nie zauważył leżącego kilka metrów dalej ciała chłopczyka.

- Skarpa zasłania to miejsce. Nie ma się co dziwić wędkarzom, że nie patrzyli na pusty staw - tłumaczy Marek Pietrzak, prezes klubu Olza.

Mieszkający w okolicy Alojzy Grzybek, który często spaceruje tą drogą, był przekonany, że w stawie leży zawinięta w ubrania kukła. Sąsiedzi nie dziwią się. - To mogła być marzanna. Wie pan, ta co ją do wody rzucają z okazji nadejścia wiosny - tłumaczą.

Widziałem wiele w życiu

Ciało chłopczyka zauważyli dopiero dwaj nastoletni chłopcy przechodzący na skróty obok stawu. Zaalarmowali rodziców, a ci policję.

Marek Pietrzak, szef klubu Olza, jest emerytowanym policjantem z 29-letnim stażem. Uważa, że ciało ktoś wieczorem przywiózł samochodem i po prostu wyrzucił do stawu. Dzień, może dwa dni wcześniej, nim zostało znalezione.

- Wieczorem w tej okolicy ruch jest mały, a na ulicy ciemno - argumentuje. - Widziałem wiele w życiu. W rowach znajdowaliśmy zmarznięte albo utopione osoby. Ale dziecko, jeszcze takie małe? - zastanawia się.

Niedługo po tym, jak policja poinformowała o "wyłowieniu" chłopczyka ze stawu, Wacław Santarius, komendant cieszyńskiej Społecznej Straży Rybackiej, zaczął rozsyłać sprostowania do redakcji lokalnych portali internetowych.

- Ze stawu wypompowano wodę jesienią i od tego czasu był pusty. Nie mogło więc ciało chłopca "pływać" w wodzie, bo jej tam nie było. Nie mogli też strażacy "wyławiać" go, tylko wydobyć, wyciągnąć - wyjaśnia. Dodaje, że jego zdaniem dziecko zostało do stawu wrzucone już martwe.

Dziecko konało kilka dni

Wszelkie wątpliwości rozwiewa Małgorzata Borkowska, zastępca bielskiego prokuratora okręgowego: dziecko nie utonęło w stawie, nie żyło już wcześniej.

- Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują, że chłopczyk zmarł z powodu urazu jamy brzusznej - wyjaśniła. Najpierw doszło do pęknięcia jelita cienkiego, później wywiązało się zapalenie otrzewnej. Rozwijająca się infekcja (prawdopodobnie nie leczona) była przyczyną śmierci chłopca.

- Zgon dziecka nie nastąpił natychmiast. Doszło do niego kilka dni wcześniej przed znalezieniem ciała dziecka - podkreśla prokurator.

Skatowany chłopiec konał dwa, może trzy dni. W końcu ktoś wyrzucił jego ciało, jak zepsutą zabawkę. Kto i z jakiego powodu pobił dziecko? Kim są rodzice chłopca? Dlaczego nikt go nie szuka?

- Proszę nam wierzyć, każdy wolny policjant jest angażowany w tę sprawę. W końcu natrafimy na ślad, który pozwoli nam ustalić tożsamość chłopca i wyjaśnić przyczyny jego śmierci - mówi Mariusz Białoń z cieszyńskiej policji.

Bo policjanci, którzy niejedno w życiu widzieli, na krzywdę dzieci są szczególnie uczuleni. Ale póki co żaden ze sprawdzonych sygnałów nie naprowadził ich na trop, który pomógłby rozwiązać zagadkę śmierci chłopca ze stawu. Wczoraj policja sprawdzała m.in. listę osób zaginionych, które wcześniej nie były zarejestrowane w policyjnych bazach.

Hipotez jest wiele...

...podobnie jak telefonów do cieszyńskiej komendy. Dzwonią ludzie z całej Polski z informacjami o zaginionych dzieciach lub o poszukiwanych, które - jak się okazuje po sprawdzeniu tych informacji - zostały już znalezione. Z policjantami kontaktowali się nawet jasnowidze, oferując swoją pomoc.

Dziecko mogło być wiezione za granicę lub z zagranicy do Polski do nielegalnej adopcji. Wystarczy, że za głośno płakało i dostało cios, od którego później zmarło. Być może chłopca skatował ktoś z najbliższej rodziny. Nie zawiózł do szpitala, bo bał się odpowiedzialności. A gdy skonało - wyrzucił jak niepotrzebny śmieć.

Nikt nie zgłosił zaginięcia

Komendant główny policji Andrzej Matejuk przyznał, że wiele wskazuje, iż winni śmierci mogą być właśnie opiekunowie dziecka. To tłumaczyłoby, dlaczego tak długo nikt nie szuka chłopczyka, nie zgłasza nawet zaginięcia.

Portret chłopczyka, wykonany po sekcji zwłok, trafił do mediów już na początku tygodnia. Wczoraj opublikowano kolejny, wykonany na podstawie zdjęcia zrobionego tuż po wydobyciu zwłok ze stawu, czyli wcześniejszego niż to, z którego opracowano poprzedni wizerunek. Rozesłany będzie także do krajów Unii Europejskiej. Apel o pomoc w ustaleniu tożsamości ma zostać odczytany w kościołach parafialnych na terenie całego kraju. Pierwsze zdjęcie twarzy chłopca powstało w Laboratorium Kryminalistycznym śląskiej Komendy Wojewódzkiej Policji.

- Po śmierci na twarzy dziecka powstały pewne obrażenia. Dzięki obróbce komputerowej dokonaliśmy retuszu, który pozwolił na odtworzenie wyglądu chłopca - wyjaśnia Piotr Kapuśniak, szef katowickiego laboratorium.

Nie zawsze jest to proste. Wszystko zależy od stanu zwłok, w jakich warunkach się znajdowały, kiedy nastąpiła śmierć.

- Najbardziej skomplikowane sprawy, związane na przykład z odtworzeniem wyglądu na podstawie kości czaszki, trafiają co Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. My np. na podstawie fotografii matki możemy wykonać symulację wyglądu dziecka za kilka lat - dodaje Piotr Kapuśniak.

Podczas sekcji zwłok wyłowionych ze stawu zabezpieczony został materiał do wyizolowania DNA dziecka. - Jeśli uda się ustalić osoby mogące być rodzicami chłopca, będziemy mogli ze stuprocentową pewnością potwierdzić lub wykluczyć pokrewieństwo - wyjaśnia naczelnik.

Drugi portret to efekt prac naukowców z Uniwersytetu Śląskiego. - Chłopczyk jest na nim ubrany w to, w czym go znaleziono. Maksymalnie staraliśmy się odtworzyć jego wygląd za życia - podkreśla podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik śląskiego garnizonu.

Oprawcy to zwykle najbliżsi

Z policyjnych statystyk wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat w całym kraju aż 1742 dzieci zostało poszkodowanych przez swoich opiekunów. Przez najbliższych zostały one narażone na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Bardzo często formalnie "opieka" nad dziećmi była sprawowana, ale opiekunowie byli tak pijani, że nie byli w stanie zająć się nawet sobą.

Mirosława Kątna z Komitetu Ochrony Praw Dziecka podkreśla, że katami dzieci zwykle są ich najbliżsi, ci których kochają i którym powinny zaufać. Przypuszcza, że tak również mogło być w przypadku bezimiennego chłopca z Cieszyna: - Niestety, w naszym kraju powszechna jest zasada "ręce precz od rodziny". Pod takim hasłem niedawno przed Sejmem przeciwko nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie protestowały stowarzyszenia wywodzące się ze środowisk prawicowych. Ci ludzie nie zdają sobie nawet sprawy z tego, jaką krzywdę robią dzieciom. Oni osłabiają społeczną wrażliwość - mówi Kątna.

Lepsze bite niż zgnite

Przypomina historię czteroletniej Magdy, którą rok temu w Młotach pod Kłodzkiem pobił na śmierć konkubent matki. Twierdził, że dziecko przeszkadzało mu w remoncie, więc dał jej klapsa. Sekcja wykazała, że zadał jej kilka ciosów pięścią i krawędzią dłoni oraz kopał ją w brzuch, klatkę piersiową, krocze, plecy i głowę. - Oprawcy dzieci zawsze mówią, że tylko karcili, że tylko dali klapsa. Taka jest też polska mentalność. Nie reagujemy na płacz dziecka, bo widocznie "gnojek jest rozwydrzony, a rodzice go tylko wychowują". Postępujemy w myśl powiedzenia "lepsze bite, niż zgnite" - podkreśla Mirosława Kątna. Dodaje, że zabójcy i oprawcy dzieci powinni być surowiej karani niż sprawcy podobnych przestępstw na osobach dorosłych.

Wszystkie osoby, które wiedzą coś na temat zaginięcia podobnego dziecka lub mogą coś wnieść do śledztwa, proszone są o kontakt z cieszyńskimi policjantami pod numerem telefonu 33 8516255 lub z najbliższą jednostką policji, pod numerami 997 i 112.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na cieszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto